Marcin Bies „Żale Matki Boskiej pod słupem wysokiego napięcia”

Bies „przebiera w drugich tekstach i pierwszych osobach”, zapętla, ale nie przebiera w słowach. Nie pozwala mu na to zarówno rygorystyczna forma dystychu, jak bluźniercza hipoteza, że „słowo  to gówno na niebie”. Centralne miejsce zajmuje tu figura Matki Boskiej utożsamiana z matką własną – obcą i cudzą. Sytuowana wokół słupa wysokiego napięcia (instalacja na miarę krzyża) prowokuje wyładowania, zwarcia i ekstatyczne dreszcze. Bohater, w ślad za Nią, idzie pod prąd; ku zatracie  i nicości. Razi i poraża. Lamentuje i krzyżuje: słowa i znaczenia, archetypy i symbole.

Profanum odsłania się tu z wykorzystaniem elementów sacrosfery, to, co katafatyczne znajduje awers w apofatyczności. W wierszach Biesa i doświetlających je pracach Raspazjana ukryta jest jakaś tęsknota za transcendencją. Tego pierwszego zdradzają frazy, które „przypadkiem dają wyraz modlitwie”, drugiego „poczet świętych”. A może to halucynacje? Obaj wszak głośno milczą jak brzozowy pień w dłoniach Panienki. Idzie o to, by spotkać się w „jakimś wspólnym grobie/ a właściwie w ustach” – w słowie, które właśnie umiera na końcu języka. Skoro jest krzyż, musi być pętla.

 

Konrad Wojtyła

 


Wiersze z tomu:

niewiele było trzeba rąbać drewna na twój krzyż

 

mam wrażenie, że ten krzyż jest lekki jak pocałunek

serdeczny, dany mimochodem kolejnym policzkom

 

kiedy chciałaś wreszcie w tych ramionach skonać

one już inne miały wokół siebie ramiona

 

mam krzyż odrestaurowany jak wrażenie policzków

które pod ciężarem dalszych pocałunków gniją

 

w nieznanego policzka jakimś wspólnym grobie

a właściwie w ustach

 

* * * * 

 

szkic

 

jakoś się podnosisz, aparat mowy jak ostatnia deska ratunku

język jak gwóźdź do płyty pilśniowej twego grobu albo i kartonu

 

albo też papieru, więc ratujesz spojrzeniem przedostatni rejestr

świat jest niecierpliwy jak drzewo przy korzeniu

 

zdaje ci się, że ktoś na ciebie patrzy i wzdychasz już spokojna

ledwo ścięty szpic ołówka w ręku urzędnika

 

albo urzędniczki o zaciętych ustach

drzewo jest niespokojne, jakby mówi "Jezu

 

Maryjo, ktoś jest tylko po to, żeby to nazywać"

ten szelest i zapach, kiedy tępo patrzysz

 

słowa, którego potrzeba, żeby nic nie znaczyć

pociesza i naucza wbrew drugiemu słowu

 

ono cieszy i uczy się w cieniu małych roślin

 

* * * *

 

miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego

 

marazm, marazm, marazm w marcu i kwietniu, i od razu

barszcz sosnowskiego nam kwitnie nie o porze

 

tajna mapa marazmu na szybie samochodu

jawne odbicie poranka w witrynie całodobowego

 

dotkliwe symulakrum uczestnictwa w lustrze

pojono odpowiednim płynem z należytym proszkiem

 

gdy wszczęto próbny alarm: kwitnie nam za wcześnie

kiełkuje w dziurach po słowach, przez które doglądam

 

owocuje pięknym liszajem na ustach

aż odbiera mowę

 

* * *

 

symulakrum Matki Boskiej pod krzyżem wysokiego napięcia

 

wypiłem na tyle dużo, że zdecydowałem się jechać autobusem

jak zwykle z tyłu śmierdziało, książka i muzyka, patrzenie za okno

 

z przodu dziewczynka odprowadzona na przystanek przez babcię

dziewczynka z twarzy podobna do tych, co przyjmują życie, bo jest

 

najbardziej martwi mnie to, że będę śmierdział również

i że wejdzie kanar, i że mnie za to ukarze

 

jadę więc bez biletu, obserwuję dziewczynkę

której mylą się krzyże ze słupami wysokiego napięcia

 

kraj nieźle zelektryfikowany, znak krzyża co dziesięć sekund

jeśli nie częściej, dziewczynka żegna się i żegna, czy też

 

wykonuje znak krzyża. pod tym słupem nikogo nie ma

mówię i mówię, a w zasadzie mylę to z poruszeniem warg

 

chyba przypadkiem dałem wyraz modlitwie

 

* * * * 

 

żale Matki Boskiej na przejeździe kolejowym

 

spod krzyża prosto, idę tą drogą

mijam mężczyzn, znajome twarze i ciała

 

ten za mało zarabiał, ten źle się pierdolił

mijam kolejkę do pieca, pozdrawiam dzieci

 

ten bardzo kochał, ale ja nie kochałam

ten poszedł do pieca, zanim go dobrze poznałam

 

idę prosto tą drogą spod krzyża, skręcam pod znak

czekam na pociąg, który rozłupie moją twarz

 


MARCIN BIES - rocznik '82. Wydał zbiory wierszy: Atrapizm (Wrocław, 2009), Funkcje faktyczne (Mikołów, 2010), Renowacja zbytków (Mikołów, 2015), Wybór drozdów (Mikołów, 2017).


Wydanie I, 2020

Redakcja: Maciej Melecki

Ilustracje: Raspazjan

Format: A5 (145 x 205 mm) ze skrzydełkami

Okładka miękka, foliowana

stron: 48

Biblioteka Arkadii – pisma katastroficznego, tom 174

ISBN: 978-83-65250-69-8

NAKŁAD WYCZERPANY