Jerzy Ciurlok „Mała Wielka Księga Drogi”

Małą Wielką Księgę Drogi – debiutancki tom poetycki Jerzego Ciurloka – należy rozpatrywać na kilku poziomach: teoretycznoliterackim, biograficzno-historycznym, wreszcie duchowo-religijnym. Najprościej, nie znaczy najlepiej, byłoby czytać tę hipisowską książkę jako „dziennik podróży” – zapis transowej i ekstatycznej przygody zarówno w głąb siebie, jak też retrospektywną, generacyjną, relację z eskapady w szaloną przeszłość pod szyldem wolnej miłości i kontrkultury. Droga, którą przemierza autor, ciągnie się niczym Route 66, ma jednak swoje prywatne zjazdy i zakręty, skręty i zajazdy, na których dzieją się niestworzone rzeczy.  


O ile udaje się ustalić względny początek tej małej-wielkiej podróży („to nie może być dniem/ Bo przecież to nie może być normalne”), o tyle już wyznaczenie jej końcowych granic jest niemożliwe. Idzie o to, by tyleż nurkować w życie, co immanentnie go doświadczać. Ciurlok nie może nie osiągnąć satysfakcji, nawet jeśli imperatyw «ruchu w bezruchu» bywa rozczarowujący: „Droga nie daje gwarancji dojścia dokądkolwiek/ […] Idąc nie dojdziesz do żadnego miejsca/ Będziesz szedł jakbyś szedł wkoło/ […] Ta droga jest miłością […] Ta droga jest szaleństwem” (Na dźwięk dzwonu).

Przywołując Jacka Kerouac’a z On the road, można rzec, że ta „najgenialniejsza jazda w życiu” trwa w najlepsze, a Ciurlok niczym śliczne dziewczyny z Kolorado i piękni, psychodeliczni, chłopcy z San Francisco na polach Bethel w stanie Nowy Jork, robi wszystko, by duchowa, metamorficzna, podróż nie chciała się skończyć: „Gdy w ciszy nocy usłyszysz dźwięk dzwonu/ Nie zapomnij ucałować ust śpiącej kochanki/ Zapakuj najżarliwsze sprawy i wspomnienia/ I niezwłocznie rozpocznij wyczekaną podróż” (Na dźwięk dzwonu). Dziewczyna, którą kocha, musi zostać w domu i modlić się co wieczór do „Wielkiego” i „Jedynego Boga Powrotów” (Pejzaż z nią). „W życiu nie widzieliście takiego wariata” – zdiagnozowałby Kerouac. „Mógłbym wam o nim opowiadać cały dzień. Prawda, że ładny mamy dzień?”(…)

Małą Wielką Księgę Drogi spowija siatka intertekstualnych odniesień, począwszy od Biblii, pism buddyjskich, na odwołaniach do tekstów popularnych piosenek kończąc. Kluczowe dla przyjętej strategii pozostaje „Księga”, w której trzeba widzieć tyleż jako obiekt czy artefakt, co transkulturowy motyw przywoływany i rozwijany w wielu różnych kontekstach, ale też (de)formowany. Daje się w nim widzieć – za Michelem Foucaultem – zindywidualizowaną formę „czytania świata”, ale i – w kategoriach prywatności – próbę jego poznania, zrozumienia, wreszcie zapisania. Idea liber mundi sprawia, że ożywają tu wszyscy święci z nieświętych ksiąg: „Święty Arthur Rimbaud/ Święty Jack Kerouac/ Święty Rafał Wojaczek/ Święty Jim Morrison/ Święty Jimi Hendrix/ Święty John Lennon”, którzy gromko bębnią „o szyby martwymi palcami/ O fosforyzujących jak u Boga Kriszny opuszkach” (Ptasi nocy Lęk). Autor – czego dowodzą wiersze – pozostawał nie tylko pod wpływem amerykańskich beatników i bardów jak np. Bob Dylan czy Neil Diamond, ale również takich poetów, jak Dylan Thomas, bez którego niemożliwa do wyobrażenia byłaby przemiana nie tylko Roberta Zimmermana. Poetyką Ciurloka i kierunkami jej ewolucji zarządzali również autorzy Orientacji i Nowej Fali. Podstawowym punktem odniesienia w sferze ideowej i formalnej pozostawała twórczość Jarosława Markiewicza (głównie tom Podtrzymując radosne pozory trwania pochodu) oraz książki Juliana Kornhausera (począwszy od debiutu z 1972 roku Nastanie święto i dla leniuchów oraz wydanej kilkanaście miesięcy później – W fabrykach udajemy smutnych rewolucjonistów). Nie sposób pominąć też Stanisława Stabry (Requiem i Dzień Twego narodzenia) oraz Ryszarda Krynickiego (Pęd pogoni, pęd ucieczki oraz Akt urodzenia). Wiele problematów i argumentów podnoszonych w manifestach nowofalowców Ciurlok byłby skłonny uznać za własne. Kontekst polityczny ożywa w wielu jego tekstach, jak choćby Oni są wszędzie, Z woli kamienia, Chile i, ironiczny Kochaj bliźniego swego, Sztafeta pokoleń, Zapatos modernos españoles, wreszcie Optymistycznej odpowiedzi na pesymistyczne wątpliwości pewnej pani, która słuchała moich wierszy z puentą „Nikt nie wie czy w kraju/ bardziej jest czerwono/ od pelargonii krwi sztandarów”. Cezurą, która uformowała Ciurloka – podobnie jak całą generację – był Marzec 68’. (…)

Poetycki debiut książkowy Ciurloka tylko pozornie wydaje się nieco późniejszy niż późne debiuty, a 69 lat (konotujące z kamasutriańskim określeniem «auparisztaka») wykracza poza granicę wstydu. Nie takie konfiguracje wszak znamy. Dość wspomnieć innego Ślązaka – Kazimierza Kutza, który Piątą stronę świata wydał mając 81 lat, chociaż jej fragmenty publikował na łamach „NaGłosu” w 1994 roku. Szukając pośród innych „późnych” debiutantów przywołać trzeba Zbigniewa Mikołejkę, wybitnego filozofa religii, który dał się poznać jako poeta w tomie Gorzkie żale, mając 66 lat. Zatem Ciurlok nie jest ani najstarszy, ani najmłodszy. Gdyby jeszcze do tej konstelacji dołączyć Tadeusza Sławka, który po siedemdziesiątce ekspresowo wydał trzy książki z esejami (Śladem zwierząt…, Nie bez reszty. O potrzebie niekompletności i Kafka. Życie w przestrzeni bez rozstrzygnięć) i trzy pozycje translatorskie (wybory Nicka Cave’a, Emily Dickinson oraz Williama Blake’a), to okaże się, że autorzy ci, niczym The Rolling Stones, wciąż są w tra(n)sie i właśnie pakują graty, by ruszyć w kolejną podróż. 

Konrad Wojtyła

(fragment posłowia)


 

Wiersze z tomu "Mała Wielka Księga Drogi":

 

Wybranie

 

Tren ląd narodził się

z oczyszczającej mocy boskiego Agni

Postawisz stopę na ziemi

najczystszym substracie ognia

lecz nie poczujesz żaru

tak jak nie czują go

obmywające brzeg morskie fale

i jak nie czują go białe ptaki

wijące gniazdana nabrzeżnych skałach

 

Na spotkanie z tobą

wyjdą wszystkie schizofreniczne widziadła

przyprowadzone przez jelonka którego

miękkość sierści jest miękkością płomienia

Wówczas padniesz na kolana i zawołasz

 

A iskry które ukradł ci Salvador Dali

wysypią twoje usta

padną na morskie fale i woda przemieni je

w ptaki które uwiją nowe gniazda

Gdy usłyszysz w nich dźwięk dzwonu

Reszta stanie się w ciszy

 

 * * * 

 

Krążenie

 

Biała gołębica

przemieniła się

we wronę

Otwarte kubły skrywają

bezwstydną nagość życia

Wokół rośnie sterta

Stada wron boleśnie

rozdrapują zwałowisko

Krzepnąca krew

toczy śmietnik jak robactwo

Wgryza się w śmietnik jak szczury

Dziurawi śmietnik jak wrony

Wysoko pod przeczystym niebem

Wysoko ponad śmietnikiem

Wysoko bez wytchnienia

Krążą białe gołębice

Krążą lecz chcą

Przysiąść

więc

zniżają lot nadal kołując

Zniżają zmęczony lot

szukają miejsca do wytchnienia

a widzą bezwstydną nagość

nagromadzonego życia

w kubłach

 

 * * * 

 

Kreski na

 

Delikatna jest

rzec można subtelna

granica pomiędzy

 

To nie twarda

równa kreska

liny linoskoczka

co przecina przestrzeń

 

Nie dzieli ani nie łączy

nieba na którego tle się rysuje

 

Starasz się po niej stąpać

ale to się nigdy nie udaje

 

Będąc pomiędzy w istocie

jesteś bardziej w

niż gdybyś był po

jednej albo drugiej

 

Bycie pomiędzy nie jest balansem

jak ruch linoskoczka na granicy

dzielącej życie od śmierci

 

Jest pewnością

doskonałością

 

Jednością tego jest

co po obu stronach

 

 * * * 

 

Weltschmerz

 

Kiedy siedzisz na brzegu łóżka

w kajutce hotelowego pokoju

wszystko zdaje się być już za tobą

Oddala od tej chwili setkami

czasoprzestrzeni

Wówczas nie wiesz

czy ty to jeszcze ty

czy jeszcze gdzieś jesteś

i czy jeszcze gdzieś jest tamto

czy już tylko było bezpowrotnie

i już nigdy tego nie będzie

nie będziesz dlatego

Wówczas wszystko jest możliwe

bo już nic nie wydaje się być możliwe

bo ciebie jest coraz mniej

ubywa cię

 

Ale jeszcze pamiętasz

 

Dlatego zaczynasz się żegnać

ze wszystkimi codziennymi lękami

ze wszystkimi zasiedziałymi miejscami

bo tam gdzie było jasno

jest więcej czerwonawej ciemności

 

I wtedy przypominasz sobie

 

Miałeś napisać

swojemu synowi wiersz

a może to miała być córka

i wiersz miał być dla niej

albo dla niej

I wtedy widzisz jej łagodne oczy

które mówią kroplami

choć potrafią się śmiać

i boisz się tego

tego wiersza

bo nie

 

Nie potrafisz sobie przypomnieć

 

Boisz się że nie zdążysz

nie potrafisz

Zapadasz

się

coraz głębiej w siebie

jak zużyta gwiazda

przemieniająca się

w czarną dziurę

I tylko nagle

 

przypominasz sobie

 

Trzeba się wreszcie pożegnać

żegnajcie mówisz

choć wiesz

że nie

bo

 

Opamiętanie

 

 * * *

 

Oni są wszędzie

 

Musisz uważać chłopcze

musisz bardzo uważać

zwłaszcza gdy jesteś sam w tłumie

albo przechodzisz obok narożnika

 

Obce kroki niepokojąco ciche

są wszędzie tak gęste

jak zawiesista zupa

 

One są duszne

Tłumią twój oddech

Nogi w nich więzną

jak w grzęzawisku liści

 

Boisz się ich

Wiem że się boisz

 

A to ręce chciwe Dłonie

o zachłannych miękkich palcach

wyjmujących jądro bez rozbijania

orzecha

 

One są wokół ciebie więc

musisz uważać chłopcze

Musisz bardzo uważać

szczególnie gdy jesteś sam

w tłumie albo gdy przechodzisz

obok narożnika

 

Ktoś chce cię okraść

ze wszystkiego

z ciebie

 


 JERZY CIURLOK – publicysta, felietonista, poeta, prozaik eseista, reportażysta telewizyjny oraz prezenter radiowy. Autor książek poświęconych problematyce historycznej, górnośląskiej oraz humorystycznej: Ich książęce wysokości. Cześć górnośląska (2015), Ich książęce wysokości. Cześć dolnośląska (2015), ABC dowcipu wedle Ecika (2016), O drukarzach, drukarniach i drukach śląskich (2018). Mieszka w Mikołowie.


 

Wydanie I, 2021

Redakcja: Konrad Wojtyła

Ilustracje do wierszy: Monika Ciurlok

Mandale i grafiki na okładce: Dominika Ciurlok

Format: A5 (145 x 205 mm) ze skrzydełkami

Okładka miękka, foliowana

stron: 120

Biblioteka Arkadii – pisma katastroficznego, tom 184

ISBN: 978-83-65250-81-0

cena: 22 zł