„Złote myśli samobójcze” Marka Baczewskiego, zbiór wyrafinowanych, erudycyjnych szkiców oplecionych wokół życia duchowego, literatury oraz innych używek emocjonalnych, jest książką podlegającą natychmiastowej konsumpcji. Kto raz rozpoczął lekturę jest stracony dla świata, póki nie dotrze do ostatniego słowa. A i wtedy odzyskanie swobody ruchu ciała i mózgu nie jest wcale pewne, bo lektura uzależnia i wzywa, by ją powtarzać, powtarzać, powtarzać. No, może nie w nieskończoność, ale tylko troszkę krócej.
Nie dzieje się tak za sprawą wartkiej fabuły czy trzymającej w napięciu narracji. Myśl Baczewskiego meandruje raczej, zatacza koła, drąży tuneliki w naszych zastanych przyzwyczajeniach pojęciowych, wyobrażeniowych i językowych. I może właśnie to spiralne kręcenie się wokół mentalnej osi świata jest takie fascynujące. Wychodząc od spraw najpoważniejszych (np. charyzma Lwa Tołstoja) lub skądinąd niesłusznie uważanych za nie całkiem poważne (np. tylna część ciała), Baczewski snuje rozważania z lekka absurdalne i cokolwiek surrealne, ale tak naprawdę nigdy nie rezygnuje z kontaktu ze zdrowym rozsądkiem, nigdy nie daje się oderwać od ziemi, konkretów, zmysłów, praktyki. Inna sprawa, że rozsądek Baczewskiego jest rozsądkiem poety totalnego (nie wolno zapomnieć, że Baczewski jest znakomitym polskim poetą współczesnym, autorem wielu wysoko ocenianych tomów). Baczewski nie moralizuje, Baczewski myśli, myśli w znakomitej polszczyźnie. Jego zdania są potoczyste i jednocześnie zaskakują nieoczekiwanymi zestawieniami słów, skojarzeniami faktów i pojęć.
Niewykluczone, że erudycja Baczewskiego bywa fantasmagoryczno-borghesowska, to znaczy, że przytaczane przez niego cytaty mają i w nim swojego współautora (to moje na wpół żartobliwe domniemanie wypływające z faktu, że przytaczane przez autora zdarzenia z trudem mieszczą się w mojej cokolwiek mieszczańskiej głowie), ale nie zmienia to faktu, że rozważania o poszukiwaniu towarzysza życia, miłości, samobójstwie czy śmierci są delikatne, zabawne, przerażające i pouczające zarazem.
Miałem ochotę obficie poprzytaczać rozmaite złote myśli Baczewskiego, które zawarł w swoich "Złotych myślach samobójczych", ale przyłapałem się na przepisywaniu co drugiego zdania z jego książki. To nie miało sensu. Lepiej tę książkę wydać i zająć się jej czytaniem, a nie przepisywaniem.
Marcin Baran
Fragment książki:
W pewnych sytuacjach samobójstwo wydaje się szczytowym osiągnięciem sztuki kurtuazji, tym, co nazywamy wychodzeniem po angielsku â z uprzejmym zastrzeżeniem, że opuszczamy obszerne pomieszczenie świata. Czasem wystarczy pojąć, że liczba miejsc w tramwaju egzystencji jest ograniczona. Pojąć i ustąpić komuś, kto na to miejsce jeszcze mniej zasłużył. Bo zasługa nie jest najodpowiedniejszą miarą dla sensu bytu.
Uważajcie na ludzi, którzy nie uznają samobójstwa za godziwe rozwiązanie problemów życiowych. Człowiek niedopuszczający wiary w istnienie sytuacji, z których samobójstwo jest jedynym godziwym wyjściem, najpewniej nie wie w ogóle, co to godność. Niechęć do samobójstwa nie jest chrześcijańska, lecz pogańska. Cóż innego czyni wyzbywający siężycia, jeśli nie unika naszej pomsty?
Być może naturalna śmierć jest tylko produktem ubocznym czyjegoś bacznego nadzoru. (Produktem, dodajmy, mocno przereklamowanym.) Między łożem boleści a szufladą, kryjącą spluwę, zawsze się kręci jakiś zawzięty członek rodziny. Zołzowata pielęgniarka wydziela morfinę. Co za paradoks! Nawet mieszkańcowi celi śmierci nie wolno mieć przy sobie szelek ni brzytwy! Jak gdyby związek zawodowy katów zgłaszał pretensje do jego zagłady!
Czy majsterkowicz przedwczesnego zgonu nie powinien nas raczej skłaniać do zawiści? Udane samounicestwienie to najwyższy stopieńżyciowej zaradności.
Nie zostało do końca wyjaśnione, w jaki sposób Ulrike Meinhoff zaoszczędziła niemieckiemu podatnikowi kosztów swego dożywotniego utrzymania. Tu natrafiamy na jeszcze jedną, najbardziej chyba fascynującą cechęsamobójstwa. Śmierci samobójczej nigdy nie sposób wyjaśnić do końca, albowiem koniec nastąpił, zanim jeszcze komuś przyszedł do głowy pomysł jego wyjaśnienia. Sherlock Holmes musiałby palnąć sobie w łeb.
Epitafium samobójcy: Heraklit powiedział, że nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki. Byłbym skłonny twierdzić, że nawet raz.
Samobójstwo jest podejrzane z innego względu: to praktyka pozbawiona teorii. Kilka aforyzmów Ciorana niczego nie załatwia. Jest to również hipoteza, która nigdy nie doczeka się weryfikacji. Honor ważniejszy od bytu zdaje się głosić niedoszły, a dochodzący właśnie samobójca. A przecież nie ulega najmniejszej wątpliwości, że powołując nas do egzystencji, uczyniono nam jakiś honor i szczypta kurtuazji nakazywałaby zwracać dług w godzinie najwyższego szczęścia. Niechaj prawica nie wie, co czyni lewica, niech obydwie sądzą, że się do siebie umywają - jedna Opatrzności, a druga rozpaczy.
Epitafium samobójcy: Nie zaczynałem ze sobą. Przynajmniej skończę.
Książka, napisał Emil Cioran, to odroczone samobójstwo. Czy samobójstwo byłoby w takim razie bardzo spieszną książką? Ja w to nie wątpię. Znam nawet kilka takich publikacji. Problem w tym, że ich autorzy - w przeważającej liczbie - okazują wszelkie (jak sądzę, niebaczne) symptomy życia. Niewykluczone wszelako, że tylko symptomy.
Na frontyspisie jednego z najbardziej zasłużonych domów wydawniczych w Europie, weneckiej oficyny Alda Manuzia, widniało następujące motto: FESTINA LENTE (spiesz się powoli). Ta mądrość, o którą nie podejrzewalibyśmy popędliwych, jak to się na ogół sądzi, Włochów, pojawi się w wielu italskich przysłowiach. Oto jedno z nich: chi va piano, va sano e va lontano (kto chodzi powoli, idzie zdrowy i zajdzie daleko). A skoro jużjesteśmy przy powolnym spieszeniu, podumajmy o rekordach niespieszności. Pierwszym z nich byłoby zapewne czekanie na tramwaj w Zawierciu. Ten, kto czeka na tramwaj w Zawierciu, naprawdę zasługuje na przyjęcie do naszego klubu.
Dlaczego należy się raczej spieszyć powoli, niż szybko guzdrać? Jest w tym jakaś tajemnica. Nie wiadomo, jaka. Ale najpewniej jakaś bardzo tajemnicza. Być może ta najpaskudniejsza ze wszystkich tajemnic: nieobecnośćżadnej tajemnicy. Dlaczego lepiej powoli się spieszyć, niż szybko guzdrać? Tego nie wiem, mogę tylko domniemywać, że w tym momencie możemy uzmysłowić sobie różnicę między pisaniem książki a samobójstwem. Cioran miał rację. Obydwu tych czynności nie można wykonywać jednocześnie.
Śmierć z własnej ręki, zgon swojskiego chowu i domowej roboty - oto najwyższa forma pośpiechu. Czy wymyślono jakiś pojazd zdolny prześcignąć Naturę? Zaiste, tak. Jest nim lufa browninga przy skroni desperata. Trudno się tego domyślać po zewnętrznych oznakach, lecz przecie pasażer byle karawanu dobrze wie, co to znaczy przekroczyć prędkośćświatła. Prędkośćświatła i świata.
Epitafium samobójcy: Nie cierpiałem zwłoki, przedzierzgnąłem się w zwłoki.
W zasadzie nie ma w tym najmniejszego powodu do zażenowania. Jeśli przyłapujemy się od czasu do czasu na myśli samobójczej, jest to najlepszy dowód na to, że w ogóle myślimy. Wszystkie myśli są samobójcze. Zwłaszcza te, które pozornie nie mają wiele wspólnego z unicestwieniem własnej istoty. Kafka musiał zgładzić bohateraProcesu, bowiem powieść ta jest jedną wielką alegorią. Autorowi chodziło w istocie o proces myślowy. (...)
(Złote myśli samobójcze)
Redakcja: Jerzy Suchanek
Wydanie I, 2014
Format: A5 (145 x 205 mm) ze skrzydełkami
Okładka miękka, foliowana
Stron: 132
Biblioteka Arkadii – pisma katastroficznego, tom 108
ISBN: 978-83-60949-51-1
cena: 35 zł.