MARCIN JURZYSTA - urodzony w 1983 roku poeta, doktor literaturoznawstwa, krytyk literacki, nauczyciel, członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Debiutował w toruńskim „Undergruncie”. Publikował w wielu ogólnopolskich czasopismach literackich oraz w Niemczech, Czechach i Wielkiej Brytanii. Laureat m.in. Konkursu im. Haliny Poświatowskiej w Częstochowie, Rafała Wojaczka w Mikołowie oraz Międzynarodowego Konkursu „OFF Magazine” w Londynie. Wydał zbiory wierszy: ciuciubabka (Biblioteka Arterii, Łódź 2011), nominowany do nagrody debiutanckiej książki roku w konkursie „Złoty Środek Poezji” w Kutnie, Abrakadabra (Biblioteka Arterii, Łódź 2014) i Chatamorgana (Biblioteka Arterii, Łódź 2018). Mieszka w Toruniu.
O tomie Chatamorgana:
(…) Jak słusznie zauważa Radosław Kobierski, Chatamorgana „dzieje się w przestrzeni języka i (dez)iluzji. Wszystkie bajki i baśnie są kruche (…). Ale nie sposób nie opowiadać ich dalej.” Marcina Jurzystę, podobnie jak w poprzednich tomach, fascynuje oscylowanie na granicy jawy i snu, fikcji i prawdy, opowieści i rzeczywistości. W sezonie piątym oglądamy Fatamruganę (gdzie nawet pojawia się kapryśna królewna) i tytułową Chatamorganę, a w finale tego sezonu Kula hula. Za źródło opowieści służą piosenki i książki, w tym Biblia, dodatkowo dostarczająca przydatnych konstrukcji językowych. Baśniowy jest mały domek pojawiający się w motcie do książki, ale to raczej złowroga baśń w stylu braci Grimm, która ukołysze nas do snu pełnego koszmarów. Obudzimy się z niego zlani zimnym potem; „zaśnij już zaśnij bezbronna obudzisz się grzeszna i głodna”.
Anna Mochalska
Michał Pranke
Co to znaczy?
– To znaczy, że wciąż mówi o tych samych sprawach, nieważne – czy będzie to miłość, pustka, nienawiść i tak dalej. Ale nie ma przecież innych spraw, co stanowi jakąś odpowiedź na pytanie „po co?” Wielki Wiktor Pielewin mówił, że „boża miłość do człowieka objawia się w wielkiej i niewyrażalnej słowami zasadzie »mimo wszystko można«, dlatego istnieje poezja”. Jest mi to bardzo bliskie.
Rzeczą, która mnie całkowicie urzekła w „Rancie”, jest rytmiczność i muzyczność tekstów. Jak udało ci się osiągnąć ten efekt?
– Znój. Nie wiem, jak ludzie robią wiersze, u mnie to żmudna, codzienna praca, a nie szlajanie się, autopromocje i pozy. Po prostu przepisuję, jak mi się zachce, aż zagra to, co słychać, co chce się załatwić, co gdzieś kiedyś zapisałem, zapamiętałem. Nie ma w tym wielkiej filozofii, strategii. Czasami gra od razu, ale to rzadko.
Kiedy omawiałem najnowsze zbiory Tomasza Dalasińskiego i Marcina Jurzysty wskazałem na ich muzyczność. Teksty Marcina dałoby się porównać do klasyki polskiego rapu, ty moim zdaniem jesteś znacznie bardziej newschoolowy, bardziej nonszalancki, jeśli chodzi o zasady rymowania.
– Muzyczność nie jest celem, jest środkiem, wiersze potrzebują jakiejś finezyjności. Jestem po prostu znudzony czystą doświadczeniowością, wyznaniem, autobiografią albo autorytarną refleksją na zasadzie „wiem, bo widziałem”. Ja też widziałem, wszyscy widzieli.
(Gazeta Wyborcza – Toruń)